Homo alogos, czyli esej przeciwko zabijaniu w nas słowa
Żyjemy w czasach kryzysu słowa.
Z jednej strony zalewa nas morze
rozmaitych komentarzy, analiz, debat, każdy wypowiada się na wszystkie możliwe
tematy, uważa się za specjalistę w zakresie polityki, ekonomii, sportu,
oświaty, medycyny, mody, wystroju wnętrz, elektroniki, motoryzacji itd. Czy z tego
morza da się coś jednak wyłowić? Nic! To głębina wypełniona mieszaniną złości,
złośliwości, ignorancji i intuicji, której nadaje się rangę wiedzy, a czasami
nawet wszechwiedzy.
Z drugiej strony nasz kontakt ze
słowem ograniczamy do pisania i czytania SMS-ów, newsów i memów w internecie, komentarzy
na forach, hejtu na portalach społecznościowych, a także do słuchania plotek,
opinii psiapsiółek, sąsiadów, przypadkowo spotkanych osób w poczekalni u
lekarza albo w kolejce w warzywniaku. Czy z tego materiału można zbudować
rzetelną wiedzę? Czy pomoże on nam rozwinąć osobowość, rozbudzić ciekawość
świata i zaspokoić ją? Nie! Można co najwyżej zwariować od natłoku bzdur, półprawd
i różnej maści mistyfikacji, jakie ze sobą niesie owa ‘materia’.
Żyjemy w czasach erozji słowa. Stało
się ono podobne do stoku, z którego wiatr, grawitacja i woda usuwają powoli,
czasami wręcz niezauważenie, kolejne warstwy gleby, w efekcie doprowadzając do
zmniejszenia kąta nachylenia tegoż stoku.
Słowa, z którymi mamy na co dzień
kontakt, straciły moc, esencjonalność, ‘kąt nachylenia’, głębię i sens, jakie
miały jeszcze 100 lat temu, ba!, chyba nawet 40 lat temu. Rozpuściliśmy je w
jakiejś internetowo-medialno-reklamowo-pijarowskiej wodzie, tworząc
bezwartościowy erzac, któremu niektórzy próbują nadać miano slangu, nowomowy,
neologizmów, dostrzegają w nim rzekome procesy rozwoju języka, a wszystko po
to, by zaprzeczyć faktom. Ale fakty, jak pisał Bułhakow, to najbardziej uparta
rzecz na świecie, więc żadne szamańskie tańce tzw. autorytetów nie zdołają ich
unicestwić. Choćbyśmy zaprzeczali tysiąc razy, prawda jest i pozostanie taka,
że staliśmy się niemowami, komunikacyjnymi
inwalidami, cofnęliśmy się do epoki kamiennej, choć zamiast stukać kamieniem
o kamień, stukamy palcem o ekran najnowszego smartfona lub tabletu.
Nie powinien zatem dziwić nas niski
poziom czytelnictwa. To tylko pochodna o wiele poważniejszego i drążącego o
wiele głębsze rowy w naszej naturze procesu. Jego Projektant dobrze przygotował
sobie pole do działania, usuwając stopniowo z publicznej przestrzeni prawdziwe
słowo, a wstawiając w jego miejsce jakieś potiomkinowskie iluzje, surogaty i
protezy, które miały naśladować język, udawać, że nadal komunikujemy się ze
sobą. Niepostrzeżenie rugował ze szkół najpierw lektury, potem wymagania
osiągnięcia przynajmniej dobrego poziomu rozwoju lingwistycznego, wreszcie
uprościł do maksimum pisemne polecenia, zadania, a nawet egzaminy.
Wspierał się przy tym rozwojem
technologii, która w imię najświętszego dobra ludzkości, a jakże!, usprawniała
jej życie. Tak powstały ebooki, które miały ułatwić dostęp do książek, ale
jedyne, co ułatwiły, to zupełny rozbrat z literaturą rzesz ludzi. Ebooki
czytają tylko ci, którzy po prostu czytają. Nie byłoby tych cudów techniki,
czytaliby dalej ‘papier’.
Dla jeszcze większego usprawnienia
nam życia powstały audiobooki, które same ‘się czytają’. Ale wiadomo nie od
dziś, że wszystko, co nazbyt łatwe, co nie wymaga wysiłku, nie wzbudza też w
nas odpowiedniego napięcia, a to z kolei skutkuje brakiem zainteresowania. A
zatem znowu – audiobooków słuchają głównie ci, którzy przynajmniej czasami
również czytają.
Kolejne technologiczne
błogosławieństwo – SMS. Któż zaprzeczy, że dobrze mieć kontakt z drugim
człowiekiem, dobrze jest rozmawiać, wymieniać myśli, uczucia, dobrze jest pisać
i czytać? Jasne, że tak. Głupiec powie, że nie. Prześledźmy jednak pierwszy
lepszy strumień takich krótkich wiadomości. By nie być posądzonym o jakiekolwiek
uprzedzenia, niech będzie to strumień z naszego własnego smartfona. Niech
będzie z najbliższą nawet osobą. Prześledźmy uczciwie, bez
samousprawiedliwiania się, ale i bez samobiczowania. Ile znaleźliśmy
komunikatów? Ile słów? Ile szczerych słów? Ile sensu, głębi, prawdy? Lol,
buźka, lol to nie słowa!
Jeśli doszedłeś do tego miejsca,
to znaczy, że język jeszcze nie stał się dla ciebie obcym, martwym tworem. To
znaczy, że zrozumiałeś, o czym naprawdę jest ten tekst. Zrozumiałeś, że to nie
kolejna krytyka napuszonego specjalisty, nauczyciela czy profesora, który grzmi
ex cathedra, jak to źle się dzieje,
bo ludzie nie czytają. Źle nie jest dlatego, że coraz mniej osób czyta. Źle
jest dlatego, że komuś, jakiemuś Projektantowi Nowego Wspaniałego Świata, udało
się urzeczywistnić kulturową hegemonię,
o której pisał Gramsci, ‘stwarzając’ homo
alogos i odcinając człowieka od jego
naturalnych korzeni, czyli Logosu, bo
on jest przecież praźródłem
ludzkości. „Na początku było słowo i świat stał się przez nie”.
Co się stanie, jeśli odetnie się
roślinę od wody, wszyscy wiemy. Co się stanie z naszym człowieczeństwem, jeśli
zabijemy w sobie potrzebę słowa? Łatwo to sobie wyobrazić, choć jeszcze łatwiej
temu wyobrażeniu zaprzeczać i wierzyć, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy
stanie się w końcu prawdą. Kłamstwo, że człowiek nie potrzebuje słowa, by żyć.
Copyright by Katarzyna Kuroczka.
Komentarze
Prześlij komentarz